Węgiersko-rumuńska granica
-
Michał
- 30 Sep, 2013
30 września 2013 – południe.
Stoimy na granicy HU-RO. Podobno policja coś sprawdza. Dziesiątki TIRów przepychają się w niezliczonych kolejkach, trąbiąc i wymachując uzbrojonymi w papierosy rękoma.
A ja w tym chaosie próbuję skonstruować jakieś zdanie po niemiecku, zapomnianym przeze mnie zdaje się natychmiast po opuszczeniu szkoły, w której z językiem tym nie miałem żadnego problemu. Nasz kierowca mówi po turecku, kurdyjsku, arabsku, rumuńsku i niemiecku. Pokutuje brak odrobionej pracy domowej ze znajomości podstawowych sformułowań w znanych mi językach. Żeby chociaż spojrzeć na kilka zdań po niemiecku…
Kontrola. Łapówka. Nasze paszporty wróciły, ale nadal stoimy na parkingu, a kierowca gdzieś poszedł.
Wrócił po dłuższej chwili:
– OK? – zapytałem.
Skinął głową.
– Gelt – dorzucił kręcąc głową z gestem liczenia.
Znowu postój. Wygląda to na ważenie, ale kierowca znowu gdzieś znika na odchodnym rzucając:
– 10 min.
Wrócił po pół godzinie i krótko podsumował procedurę przekraczania granicy: – Rumunia mafia.
W końcu startujemy. Rzut oka na zegarek: 13:07.
Tuż za granicą kolejny postój. Kasia śpi, kierowca poszedł na kawę. Przed nami woda, za wodą miasto. Dookoła TIRy i różnej maści handlarze. Dwóch facetów siedzi na nowych, drewnianych krzesłach i sprzedają półkę TIRowcom. Właściwie dwie półki. Niby nic dziwnego, ale w pewnym momencie ubrany w markowe ciuchy sprzedawca podał chętnemu kierowcy jakiś mały przedmiot, w zamian dostał kasę. Półka nadal nie zmieniła właściciela.
Podjeżdża facet na rowerze i zaczyna do mnie gadać przez zamkniętą szybę. Kręcę głową, wzruszam ramionami.
– Nie zaczynaj z nim rozmowy – przekonuję siebie w myślach. Ten czeka i gada. Pasuje coś chociaż odpowiedzieć. Otworzyłem drzwi, bo elektryczna szyba nie działa bez kluczyka.
W ofercie:
– Daj papierosa.
– Daj 100 zł.
– Daj euro.
– Kobieta dla Ciebie i kierowcy.
– Nie? Mycie szyb? – dopiero teraz zauważyłem wiaderko z myjką.
Pokręciłem głową i zamknąłem drzwi. Oferta przedstawiona, odrzucona, czas na kolejnego potencjalnego klienta. Odjechał niewzruszony.