Ruszamy do Azji!

Mniej więcej rok temu, wylegując się w ciepłym łóżeczku, zadałam Michałowi pytanie:

K: Pojedziesz ze mną pooglądać Himalaje?

M: … teraz?

K: Fajnie byłoby już, ale może być za rok.

M: Ok. To za rok.

Ufff…zgodził się! Choć jak widać, trudno go przekonać nie było 🙂 I choć wydaje się, że rok to szmat czasu, to zleciało jak z bicza trzasnął. A im bliżej, tym dni uciekały coraz szybciej. I tak na prawdę do końca nie wiem, jak to się stało, że to już DZIŚ. Bo dziś ruszamy…

Jeszcze nie spakowani, za to z dłuuugą listą rzeczy, które już za parę godzin zamieszkają w naszych plecakach. Zaszczepieni, z pakiecikiem leków ‘na wszelki wypadek’ przykazanych do zabrania przez naszego lekarza. Z toną plastrów, bo jak wiadomo droga długa jest a w naturze butów leży obcierać zmęczone stópki. Z potwierdzeniem biletu lotniczego na dach świata. Z nowiutkim, na wariata kupionym wczoraj namiotem. Z dziewiczymi paszportami i mglistym pojęciem tego, co będzie dalej…

Co wiemy? Wiemy, że nasz samolot startuje 7.10 o 1:10 w nocy ze Stambułu do Sharjah w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, gdzie przyjdzie nam 10 h spędzić na lotnisku w oczekiwaniu na lot do Nepalu. Wiemy, że w Kathmandu powinniśmy wylądować o 21:45. Wiemy, że chcemy przejść trasę wokół Annapurny. Wiemy, że po mniej więcej miesiącu,  jeśli tylko ambasada Indii w Kathmandu pozwoli, opuścimy Nepal i ruszymy do Indii właśnie.

Czego nie wiemy? Nie wiemy, jaką trasą będziemy się po Indiach poruszać. Nie wiemy, kiedy, ani tak na prawdę skąd wrócimy. Kuszą nas bowiem tanie połączenia z Kalkuty do Bangkoku 😉 Obiecujemy niniejszym jednak, że wrócimy. Na pewno.