Nie takie Goa straszne...

Odsypiamy trudy 36 godzinnej podróży do Goa i rano wszystko wygląda tak jakoś lepiej 🙂

Za namową Cihana i jego irańskiego kolegi Mostafy, z którymi dzielimy pokój (a właściwie podłogę), wypożyczamy skuterek. Chłopaki nie mogą uwierzyć, że żadne z nas nigdy na czymś takim nie jeździło. Tłumaczymy, że jednoślady w Polsce to bardziej hobby niż środek komunikacji.

– Wiecie, długa zima, deszcze jesienia i wiosną a i lato niepewne – samochód w takich okolicznościach przyrody to zdecydowanie rozsądniejszy wybór.

Szybki instruktaż i Michał próbuje swoich sił – najpierw sam, potem ze mną – całkiem nieźle mu idzie, więc ruszamy na drogę. Mimo obaw, ruch lewostronny nie nastręcza zbyt wielu problemów. Czas mija nam pomiędzy plażowaniem, bujaniem się skuterkiem po okolicznych fortach i wioskach i oczywiście knajpkami. No bo gdzie mielibyśmy zamawiać owoce morza, jak nie tu! Krewetki, kalmary, ryby…pycha!

Goa to imprezowa stolica Indii. Nocne życie napędza tani alkohol (specjalna strefa podatkowa) i szukający rozrywek zachodni turyści. Dominują Rosjanie, przez co w knajpach notorycznie dostajemy menu po rosyjsku, a szyldy pisane cyrylicą są na porządku dziennym. Do tego mnóstwo plażowych atrakcji – łódki, skutery wodne, motorówki, parasailing, kitesurfing, karate, joga i co tylko jeszcze może człowiekowi przyjść do głowy. Istny raj do wydawania pieniędzy!

Wbrew początkowym obawom i chęci szybkiej ucieczki, udało nam się w Goa dobrze bawić 🙂