Między Rajasthanem a Maharashtrą

Żegnani przez naszych przyjaciół ze Złotego Miasta udajemy się na dworzec kolejowy, by poznać kolejne miasto stanu królów (Rajasthan, Raja to w hindi „król”). Miasto jest niewielkie (60 tys), więc też i na stacji nie ma tłoku. Z zagranicznych turystów, oprócz nas, jest jeszcze grupka młodych Niemców i francuska para backpackerów ok. 60-tki – Anna i Filip. Mamy podobne plany na nadchodzące kilka dni: Jodhpur i Udaipur. Tylko my nie wiemy jeszcze, czy zostaniemy w Jodhpurze na noc – wygodne połączenie daje nam opcję spędzenia całego dnia w mieście i złapania ‘nocnego’ do Udaipuru. Anna żali się, że oni nie mają wyboru – w Delhi dali się złapać na jeden z częstszych przekrętów tamtejszych naganiaczy. Po wylądowaniu w stolicy ruszyli na stację kolejową po bilety, gdzie pomocny „agent” wytłumaczył im przed wejściem, że turyści na stacji kupić biletów nie mogą i w ogóle to bardzo trudna procedura. Jednocześnie już prowadził ich do taksówki, która wysadziła ich prosto pod drzwiami „zaprzyjaźnionej” agencji turystycznej. Tam kolejny pomocny człowiek wytłumaczył im grzecznie, że muszą kupić u niego WSZYSTKIE bilety na całą ich podróż, bo po drodze będzie to niewykonalne. Doradził unikania autobusów, podpowiedział, że dobrze jest wynająć auto z kierowcą i poprosił o podanie miast, które chcą odwiedzić, by mógł im wszystko zorganizować…

Anna się opierała, ale Filip wolał mieć święty spokój, więc uznali ostatecznie, że być może Hindusi lepiej znają zwyczaje swojego kraju i zgodzili się na oferowaną pomoc. Za jedyne 700 euro. Ta kwota pozwoliłaby im prawdopodobnie objechać Indie dookoła, podczas gdy ich plany obejmowały jedynie Rajasthan.

Jodhpur zrobił na nas na tyle dobre wrażenie, że postanowiliśmy zostać na noc… a właściwie na 2 noce. Miasto niemal całe jest niebieskie. Stare budynki ozdobione są błękitną farbą, znaczącą domy Brahminów, członków najwyższej kasty. Dodatkowo kolor ten odstraszać ma komary.

Ponownie spotykamy się z Jirką na kolejną sesję marudzenia przy dobrej kolacji, a następnego dnia w drodze do górującego nad miastem majestatycznego fortu znów natknęliśmy się na Annę i Filipa. Doradzili nam jak obejść fort, by nie płacić wstępu do muzeum, którego i tak nie chcieliśmy odwiedzać, a co bardziej istotne, uznali, że skoro zapłacili już majątek za samochód z kierowcą, który jutro ma ich zabrać do Udaipuru, to nie widzą powodu, dla którego nie mielibyśmy jechać z nimi. Super! Bardzo nas to ucieszyło, bo jadąc autobusem mocno musielibyśmy się namęczyć, by zboczyć z trasy i zwiedzić imponujący kompleks świątyń Jainów w Ranakpurze.

Po intensywnym dniu, zmęczeni, z radością bierzemy prysznic i idziemy we czwórkę na kolację, decydując się na restaurację na dachu naszego hoteliku. Widoki nieco skąpe (choć w dole przebłyskiwało jeziorko), ale za to jedzenie fantastyczne! Pilaw rodem z Kaszmiru podbija moje podniebienie (ryż gotowany z kuminem, rodzynkami, świeżą papają, bananem, pomarańczą i orzechami nerkowca). Anna i Filip z chęcią kontynuują opowieści z samochodu, a z tych kawałków sklejamy barwną historię ich życia.

Piękni, dwudziestoletni i bez pieniędzy kupują projekt jachtu, przerabiają go, własnymi siłami budują łódź i ruszają w świat. Tak mijają 3 lata, w trakcie których na świat przychodzą ich dwie córki. Podczas dwuletniej przerwy w podróży w rodzinnej Francji rodzi im się syn. W końcu uznają, że czas znów na morze i na kolejne 7 lat jacht staje się ich domem. Opływają m.in. całą Afrykę i Amerykę Południową. Mając 40 lat wracają do kraju, ale gdy tylko dzieci podrastają, zaczynają znów podróżować. Bakcyla oczywiście łapie i potomstwo – jedna z córek ma na koncie podróż dookoła świata, druga Azję rowerem, a i syn mieszkający w Chinach nie pozostaje w tyle 🙂 Wieczorem wybieramy się wspólnie na godzinny pokaz klasycznych tańców Rajasthanu – piękne, kolorowe widowisko urozmaicone występem lalkarza i jego kukiełek rozbawiających publiczność. Zostajemy jeszcze 1 dzień, by Michał mógł iść na lekcję gry na tabli (zestaw 2 bębnów wykorzystywany w klasycznej muzyce hinduskiej) i ruszamy dalej.