Jedno z największych miast świata

W Ahmedabadzie próbowaliśmy przesiąść się na pociąg do Mumbaju z wykorzystaniem naszej zwykłej praktyki kupowania biletów. Niestety, wszystkie nocne pociągi były tak zatłoczone, że upgrade do klasy sypialnej okazał się niemożliwy, a konduktorzy nieubłagani: jedziecie w ogólnym wagonie. Najpierw stojąc, potem siedząc w przejściu na zwiniętych karimatach próbujemy złapać choć chwilę snu. W połowie drogi zwalniają się siedzące miejsca a Michałowi udaje się nawet położyć. Męcząca noc wzmaga nasze obawy przed jednym z największych miast świata i poważnie rozważamy, czy nie uciec z niego jeszcze tego samego … no, może następnego dnia. Czekała nas jednak spora niespodzianka: Mumbai to bardzo przyjemne miasto! Architektura budynków pozostawionych w spadku przez Brytyjczyków + dwupiętrowe czerwone autobusy sprawiają, że mocno czuje się tu wyspiarski klimat. Brak naganiaczy i przesadnego trąbienia czyni spacery zupełnie miłymi. Rikszarze na przedmieściach i taksówkarze w centrum bez wahania włączają licznik, co w innych miastach graniczy z cudem (jeśli w ogóle wehikuł jakikolwiek licznik posiada). Uliczne jedzonko jest zaskakująco tanie a do tego różnorodne i pyszne. Do trgo ogromny wybór świeżo wyciskanych soków, m.in. z trzciny cukrowej czy amaruli. I nawet nocleg udaje nam się w miarę rozsądny znaleźć. Aż nie chce nam się w to wszystko wierzyć 🙂 Następnego dnia zmieniamy nasz hotel na sąsiedni, jeszcze tańszy i z lepszymi warunkami. I tu kolejne zaskoczenie – recepcjonista pyta, czy nie chcemy się dziś przejechać na plan filmowy!

– Potrzebują jeszcze jednej pary europejczyków do dzisiejszych zdjęć. Zabiorą was, odwiozą z powrotem. Dostaniecie lunch i po 500 rs na głowę. To jak, chcecie?

No ba! Pewnie, że chcemy! Druga para turystów to Urska i Gregor ze Słoweni. Są w naszym wieku, poznali się mniej więcej rok temu i jako świeżo zaślubieni od kwietnia zwiedzają świat. W Indiach planują zostać rok. Po 2h jazdy podmiejskim pociągiem, a następnie rikszą, docieramy na plan – niewielki klub złożony z kortu, basenu, restauracji, wynajął 1 z pomieszczeń do kręcenia zdjęć, a ekipa i statyści opanowali większość terenu. Jako uprzywilejowani cudzoziemcy dostajemy własny autokar z klimą, gdzie charakteryzatorzy nakładają nam sztuczne szwy.

Wyjaśniają nam, że nasze postacie zostały zahipnotyzowane i pozbawione ludzkich organów. Michał pozbawiony zostaje nerki, ja głosu. Urska traci oko, a Gregor mózg. Dopytujemy, co to za produkcja.

– Serial kryminalny, w miarę nowy, dopiero 1-szy sezon. Właśnie kręcimy przyszłotygodniowy odcinek.

1-sza scena – zostajemy wpakowani z 5 hinduskami w klatki pilnowane przez grupę kapłanów-strażników. Mamy rozpaczliwie krzyczeć i błagać o wolność. Reżyser chwali nasze wysiłki, jeden z aktorów docenia Michała:

– Very good acting!

Zmiana scenografii i naszych ubrań i przechodzimy do scen hipnozy. Siedzący na podwyższeniu guru przemawia, a następnie przejmuje kontrolę nad ‘wiernymi’. Wszystko trwa niemiłosiernie długo, co patrząc na chaos i brak jakiegokolwiek planowania zupełnie nas nie dziwi. Po północy padnięci wracamy do hotelu, a rano znów zmieniamy miejsce noclegowe: i nam i Słoweńcom udało się znaleźć hosta z CouchSurfingu.

Ok. 1,5h drogi od centrum mieszka Salil, 40-letni architekt oprogramowania. Wraz z nim mieszka jego żona, szefowa działu bezpieczeństwa jednego z banków, ich 4-letni syn i wujek Salila. Ona – wiecznie zapracowana (nawet w soboty pół dnia spędza w biurze), on – narzekający na jej brak czasu, sam pracuje w dużo wygodniejszym systemie. Połowę miesiąca spędza pracując w Delhi, drugą ma wolną. Oboje bardzo sympatyczni, dbają, by niczego nam nie brakowało, a my mamy okazję podejrzeć jak wygląda życie wyższej klasy średniej w Mumbaju. Niestety, obojgu nam mocno dała w kość klimatyzacja w autokarze podczas zdjęć i teraz zdychamy rozłożeni gorączką i przeziębieniem.

Leniwy poranek i przeciągająca się rozmowa z naszym hostem sprawia, że zamiast ruszać na południe postanawiamy zostać jeszcze jeden dzień i nabrać sił przed dalszą drogą (przeziębienie nadal daje nam popalić). Odczytujemy też wiadomość od Cihana, z którym bezskutecznie próbujemy się spotkać od 2 tygodni – właśnie dotarł do Mumbaju! Mamy nadzieję, że tym razem nasze ścieżki się nie miną i uda się nam zobaczyć choć na chwilę przed naszym jutrzejszym wyjazdem.