Stambuł – odsłona druga

Wciąż jeszcze lekko zdezorientowani i przytłoczeni ogromem miasta, podążamy rano przez gęstwinę niesamowicie stromych i wąskich uliczek za Cihanem, by metrem dotrzeć na deptak Istiklal. Szeroka, wyłączona z ruchu kołowego ulica tętni życiem. Jeszcze tylko szybkie śniadanko w postaci kanapki od poleconego przez Cihana ulicznego straganu i ruszamy odkrywać Stambuł.

Miasto jest jeszcze trochę senne, ale szybko nabiera swojego normalnego tempa. Szaleńczego tempa. Ruch jest wszędzie, wszystko tętni życiem i tak pozostanie już do późnych godzin nocnych. Każdy, nawet najmniejszy skrawek przestrzeni nie może się zmarnować. Nic zresztą dziwnego, gdzieś się te grubo ponad 14 mln ludzi musi podziać…

Michał w tym ogólnym chaosie odnajduje się błyskawicznie i uradowany stwierdza, że to ‘jego’ miasto! Z radością oddaję mu zdobyty przed momentem plan miasta i mówię:

– Prowadź! Chcę zobaczyć Spice Market!

To niesamowite miejsce, gdzie kupić można kawę, herbatę, przeróżne przyprawy, orzechy, słodycze, warzywa i owoce. Sprzedawcy nagabują tłumnie odwiedzających targ turystów, za nami wołają co i rusz po rosyjsku. Zostajemy poczęstowani słodkim wyrobem – pycha! Wrócimy tu przed odjazdem i kupimy trochę na drogę.

Michał prowadzi nas dalej przez miasto, oglądamy kolejne historyczne punkty. Spacerujemy przez Hipodrom ze starożytnymi obeliskami, wchodzimy do Błękitnego Meczetu – jego rozmiary robią na nas wrażenie. Obchodzimy Hagię Sofię i pałac sułtanów z ukrytym w jego murach, rozbudzającym wyobraźnię europejczyków Haremem. Później doczytuję, że sułtan mógł mieć zgodnie z prawem 4 żony i tyle konkubin, ile dał radę utrzymać. W szczytowych okresach Harem zamieszkiwało ok. 1000 kobiet…

Chwila przerwy, potrzebujemy się rozgrzać. W poszukiwaniu rozsądnych cen schodzimy z utartego przez turystów szlaku i zamawiamy: Michał herbatę, ja kawę. Oczywiście oba napoje przyrządzone i podane tradycyjnie po turecku, w maciupkich filiżankach. Od razu nam lepiej.

Zgodnie z umową, na wieczorne spotkanie przychodzimy głodni. Cihan wita nas z uśmiechem i przedstawia swoim przyjaciołom. Prowadzą nas do niedrogiej restauracji z prawdziwym tureckim jedzeniem. Na stół trafiają zakąski, m.in. przepyszne małże. Zamawiamy zapiekaną wołowinę i baraninę, oba dania mocno pikatne i bardzo smaczne. Z okien restauracji rozpościera się super widok na miasto (nazwa knajpy zdradza jej położenie – Taras na 7-mym piętrze).

Posileni, odwiedzamy jeszcze na moment klub specjalizujący się w tureckiej muzyce lat 60. i 70., a następnie biegniemy, na skróty przez knajpiane ogródki, na prom – mieszkanie Cihana znajduje się w azjatyckiej części i najłatwiej dostać się tam jest właśnie wodą. My ignorujemy jednak zupełnie praktyczne aspekty tego rozwiązania i skupiamy się na kontemplowaniu magicznych obrazów rozświetlonego nocą a oglądanego z poziomu wody miasta.

Podsumowując, nasze dotychczasowe wrażenia można ująć w następujących punktach:

– Stambuł pachnie i smakuje nieziemsko!

– klakson jest najlepszym środkiem komunikacji (trąbią wszyscy, włączając w to statki, łódki i promy)

– sklepy i punkty usługowe występują stadnie, np. znajdując 1 bankomat ma się pewność, że obok niego będzie ich jeszcze kilka do wyboru, a napotykając sklep z inhalatorami ma się ich do dyspozycji ze 3 (zasada ta dotyczy również popularnych fast-food’ów)

– koty są wszechobecne, wszędobylskie i pojawiają się pod nogami człowieka znikąd

– posiadanie działającej na zasadzie pre-paid karty miejskiej jest nieocenione przy próbach korzystania z komunikacji miejskiej. Teoretycznie, żaden kierowca nie powinien przyjąć gotówki. Nam jednak udało się na początku stambulskiej przygody jakimś cudem przekonać 2 kierowców do tradycyjnego środka płatniczego 😉

– ceny tureckie nie są takie straszne, jak się tego obawialiśmy

– manifestacje są na porządku dziennym i na nikim nie robią specjalnego wrażenia

– po godzinie 22:00 obowiązuje absolutny zakaz sprzedaży alkoholu w sklepach… no chyba, że zna się sprzedawcę – wtedy upragnione piwo znajdzie się w ciemnej reklamówce i tym sposobem opuści sklep zmieniając właściciela 😉