Pobudka, tu Rumunia

Odszukałem zegarek. 8:14. Fiu, fiu, pospaliśmy. Kierowca na dolnej pryczy chrapie, a mieliśmy jechać kilka godzin temu. Po klasycznym śniadaniu na postoju, pomiędzy górami za Sibiu, ruszamy dalej.

Warto wspomnieć jeszcze o samym śniadaniu: masło, wyśmienity biały ser o konsystencji bundzu, pomidory, czarne oliwki, jajko na twardo – wszystko na plastikowym talerzu z przegródkami przypominającymi pizzę, a na środku miód. Do tego ciepły jeszcze chleb. No i turecka herbatka oczywiście, obowiązkowo.

Całą noc lało i dalej leje. Jazda wzdłuż szerokiej, brązowej rzeki przez góry przypomina fragment drogi z San Sebastian w Hiszpanii w kierunku Francji – zalesione, strome zbocza, co kawałek gładkie gołe skały lub przykryte dokładnie siatką zabezpieczającą przed staczającymi się głazami. Droga dość dziurawa, rzuca ciągnikiem TIRa za każdym razem, gdy oś trafia na szerokie wyboje.

Michał

Nieprzytomnie przecieram oczy, rozglądając się jednocześnie w poszukiwaniu lokalizacji toalety. Coś mi tu znajomo… No tak! Byłam tu już! Beata, pamiętasz nasz pierwszy dłuższy postój w drodze do Gruzji 4 lata temu? W końcu zjadłyśmy tu coś nie-słodkiego i miałyśmy czas i okazję wziąć upragniony prysznic 🙂

Kasia